DANCING W JASTARNI

Sierpień 1939
Andrzejowi

Dziś niedziela
i warszawskie towarzystwo tańczy.
Szaleje w bigbandu takt
aż gwiazdy schodzą z wacht,
by spaść w Jastarni na parkiet.
Przyzywa je tango szparkie,
więc wśród serpentyn, argentyn
burząc srebrzyste włosy
poznają Anglika
i w park !

A Lilka i Wiktor,
od rana z sobą zaręczeni,
z lekka zarumienieni
półdrzemią w kącie anielsko…
– Dla pani – on mówi – dla ciebie
kupiłbym willę w Bielsku… nieważne…
ważne, żeby chcieć,
żeby mieć ten kaprys !
A ona
pachnąć bluzeczką zamszową
– jakie to śmieszne – mówi,
– to twoje „chcieć”, „mieć”,
wolę drżeć…
tak mówiąc burzy mu lok
i wtem,
jak tygrysica –
w skok!

Saksofon więc,
który dotąd mdlał, wpada w liryczny szał
i śpiewa miau, miau, miałłł,
aż pan starosta wchodzi mu w słowo:
„Dzisiaj ma być kolorowo”!

Może Kwiatkowski sam przyjedzie z Gdyni,
więc nie czas żałować win,
a kto ma spleen
niech łaskę nam uczyni
i klinem klin!

Panowie z ugrupowania „Piast”
zjedli i wyszli,
szast prast!
W kącie filosemita
dyskretnie gazetę czyta,
zaś dziedzic Różan, rączy jak szpak
mówi tak:
– Znam Wedla osobiście,
pisał mi wczoraj w liście
„nie żeń, ach nie żeń się pan” –
więc rusza w tan
i Zuzę obciętą a la garçonne
tak emabluje on
że śmieją się Lala i Ada i jedna z Bub:
– to pachnie ślubem wszak! Ach ślub! –

Tymczasem walc –
walc buchnął i runął
i cała sala jak czółno
przez reńskie, bordeaux i champagne
wyrusza w północ durną,
smokingi u boku pań…
I pędzą tak,
suną na oślep,
pan Moszkowicz przy panu pośle,
Zdziechowski i jego czeki,
ktoś z ówczesnej bezpieki,
i szminka z odrobineczką melby
myśliwy bez strzelby, i
Żyd, co się trochę zląkł
Jastarnia, Polska i King-Kong!

A dokąd to wszystko tak gna,
rwie się, i mknie?
A ja? Co ja? Co – mnie?
Ja nie mam jeszcze trzech lat
zasypiam przy lalce Klarze
i przyjmę każdy świat, co mi się zdarzy…

Może kiedyś,
już dobrze po wojnie
zjawi się chłopczyk
wypisz wymaluj jak ty…
przez niego może…
przez ciebie… –
takie okropnie okropne,
takie wesołe –
łzy!

Jastarnia 1988