Mariusz Gradowski o płycie Stanisława Sojki

Mariusz Gradowski o płycie Stanisława Sojki

Stanisław Sojka: W hołdzie mistrzowi

Muszę przyznać, że ucieszyła mnie wiadomość o tym, że Stanisław Sojka zamierza zmierzyć się z piosenkami Czesława Niemena. Od dawna na jego koncertach można było usłyszeć znakomitą wersję Nim przyjdzie wiosna – graną jazzowym nerwem, zręcznie wykorzystująca niuanse rytmiczne oryginalnej wersji, a przede wszystkim fantastycznie zaśpiewaną. Sojka nie kopiował w niej maniery wokalnej Niemena, on starał się od niej uciec, by nadać utworowi rys osobistej interpretacji oraz by z "piosenki Niemena" wydobyć "piosenkę": świetnie skomponowaną  i pięknie odczytującą poezję Iwaszkiewicza. Większość osób śpiewających piosenki Niemena robi wręcz odwrotnie, niemal rekonstruuje styl autora Snu o Warszawie, nie ma odwagi (bądź wyobraźni) by spojrzeć na te utwory inaczej, tchnąć w nie nowe życie. Stanisław Sojka takiej odwagi i wyobraźni ma pod dostatkiem.

W hołdzie mistrzowi to płyta, której dominantę stanowią kompozycje – nie piosenki, nie teksty, a kompozycje właśnie. Plastyczne, podatne na nowe aranżacje, doskonale nadające się do improwizacji, wspólnego muzykowania. Stanisław Sojka wraz z zespołem sięga do repertuaru Niemena tak, jak gdyby sięgał do śpiewników mistrzów piosenki – by odczytać utwór na nowo, by odcisnąć na nim swój artystyczny ślad.

Dla wielu miłośników Czesława Niemena album ten może być zaskoczeniem – zmienione linie melodyczne, przesunięte akcenty, inne tempa, rytmy, instrumentacja, aranżacja. Dziwny jest ten świat bez krzyku i sięgania wysokich dźwięków? Sen o Warszawie taki wolny? Tak, właśnie tak, bardzo dobrze! Wersji Niemena nikt nie zabierze, już zawsze będą takie, jak zaśpiewał je mistrz. Ale kompozycje mogą żyć dalej, niezależnie od pierwotnych wersji. Paradoksalnie, im dalej od interpretacji Niemena, tym bardziej uwidacznia się jego znaczenie jako kompozytora. Sojka rozumie to doskonale. Nie oznacza to oczywiście ostentacyjnego zrywania z dawnymi aranżacjami czy charakterem utworu. Jeśli w Czas jak rzeka (w wersji z płyty Akwarel) ważną rolę odgrywał soulowy riff sekcji dętej, to i w wersji Sojki pojawia się riff saksofonu i trąbki. Co prawda delikatnie nawiązuje do melodyki dawnej aranżacji, ma podobny charakter, ale zupełnie inne jest jego brzmienie i funkcja. Grany niezwykle lekko w zwrotkach i refrenach, stanowi punkt wyjścia do znakomitej, swobodnie improwizowanej jazzowej kody. Stoję w oknie to w oryginale utwór czytelnie inspirowany amerykańskim soulem spod znaku ulubionych przez Czesława Niemena Otisa Reddinga czy Clyde’a McPhattera. Sojka pozostaje bardzo blisko oryginalnej aranżacji, jednocześnie lekko przesuwając akcenty – w jego wykonaniu to ciepły pastisz, świadomie staroświecki, grany z lekkim przymrużeniem oka (proszę wsłuchać się w ochrypłą solówkę saksofonu). Po tej interpretacji zupełnie inaczej patrzę na Niemenowski oryginał, czy przypadkiem i tam nie ma tego ciepłego uśmiechu i lekkiej ironii? Jeszcze inaczej w Jednego serca, gdzie Sojka powściąga soulową emocjonalność, Niemenowskie melizmaty zastępując zaskakującym frazowaniem i atykulacją. Dość przewrotnie potraktowano architekturę Jednego serca – tam gdzie w oryginale rozpoczyna się długa jazzowa improwizacja, tu – następuje dość niespodziewany koniec. Owo zaskoczenie ma na celu podkreślenie formy tej piosenki, zwięzłej, niemal aforystycznej. W oryginalnej wersji przytłaczają ja chóry, improwizacje Namysłowskiego, ekspresja Niemena. Tu – uproszczona narracja akcentuje kompozycyjną precyzję i delikatność tej piosenki. Ciekawych reinterpretacji jest tu znacznie więcej. Sojka wydobywa na przykład ze Snu o Warszawie smutek i melancholię, którą w oryginalnej wersji przykrywa dynamiczna aranżacja i ekspresyjne wykonanie. W wolnym tempie, w pełnych przestrzeniach rozłożeniach akordów fortepianowych utwór ten nabiera zupełnie nowego kształtu: to wciąż jest hymn o miłości miasta, jednak nie jest to miłość ani prosta, ani łatwa. Podobną metamorfozę przeszedł Dziwny jest ten świat – tam gdzie Niemen protestuje, tam Sojka czyta raz jeszcze tekst i wydobywa pozbawione buntowniczego zacięcia zdziwienie. Gdzie Niemen krzyczał, tam Sojka śpiewa cicho, prosto, bez zbędnych ozdobników podając słowa. Gdzie aranżacja rozwijała się od organowego wstępu, przez kroczący, elegijny rytm, do rozbuchanej sekcji dętej, tam zespół Sojki operuje w ograniczonym spektrum, nie sięgając po rozbudowane środki.  Dzięki temu Dziwny jest ten świat objawia się tu w sposób wyjątkowy, odarty ze znanej od lat aranżacji i emocji, odsłania swoją pierwotną, kompozycyjną siłę. (Niemen sam sobie zdawał z niej doskonale sprawę, wielokrotnie zmieniając aranżacje tego utworu, za każdym razem inne akcentując elementy.). Wspomniana na początku piosenka Nim przyjdzie wiosna pojawia się i tu. W nieco innej niż na koncertach wersji, o studyjnie dopieszczonym brzmieniu fortepianu, nieco prościej realizowanej rytmice – to wciąż znakomita interpretacja.

Na osobne słowo zasługują tu towarzyszący Sojce muzycy, pozostający przeważnie na drugim planie, ale co to za plan! Pełen przestrzeni, oddechu, operujący dźwiękowymi płaszczyznami. Jest w tym muzykowaniu coś z najlepszych lat Stinga (muzycy jazzowi w niejazzowym repertuarze), jest coś z fusion (Chick Corea), jest coś z najlepszej tradycji polskiej aranżacji (świetny Jeszcze sen przywodzi na myśl Zielono mi w wykonaniu Mariusza Lubomskiego). Nie o solówki tu chodzi a o wspólne tworzenie muzyki, o niuanse rytmiczne, o aranżacje zawieszone między tym, co zapisane, a tym co wyimprowizowane w trakcie gry. Szczególnie podoba mi się współpraca Antoniego Gralaka (trąbka) i Aleksandra Koreckiego (saksofon, flet, klarnet basowy), czasem imitujących brzmienie Akwarel, czasem niezależnie prowadzących swoje partie, czasem ubarwiających daleki plan (impresjonistyczny flet w Jeszcze sen), czasem wysuwających się na pierwszy plan (Czas jak rzeka). Świetna jest też gra sekcji rytmicznej (Marcin Lamach – kontrabas, Kuba Sojka – perkusja) wzbogaconej pracowitymi perkusjonaliami Zbigniewa Brysiaka, świetnie pasuje mądra w swojej oszczędności gitara Przemka Gregera. Miłą niespodzianką jest gościnny udział w dwóch utworach Tomasza Jaśkiewicza, gitarzysty Niemena z zespołów Akwarele i Enigmatic. Warto posłuchać jego partii solowych w Wiem, że nie wrócisz (nikt nie potrafiłby dziś podrobić takiego stylu!) i w Mojej Ojczyźnie. Wreszcie sam Sojka – tu przede wszystkim jako znakomity wokalista, który wie, że stylu Niemena się nie uda przebić, a więc należy się od niego uwolnić. Nie uda się podrobić jego kresowej wymowy kształtującej tak charakterystycznie brzmienie śpiewanych przez niego piosenek, nie uda się podrobić jego improwizowanych za każdym razem inaczej melizmatów, nie uda się mierzyć z jego skalą i wyobraźnią interpretacyjną. Wie, że można oddać hołd mistrzowi, śpiewając jego kompozycje zupełnie inaczej, po swojemu.

Płytę wieńczy kompozycja, która stanowi największy atut tej płyty. To Moja Ojczyzna do słów Norwida: utwór, który nie znalazł się na żadnej oficjalnej płycie Niemena; który krąży w drugim obiegu w wersji nagranej z radia. To Niemen dziś rzadko przywoływany – utwór z jego elektronicznego okresu, gdy żywych muzyków zastąpiła komputerowa „robotestra”. Sojka zrobił rzecz fantastyczną: odejmując elektroniczne brzmienie i aranżację oryginału (które niestety nie wytrzymują próby czasu) pokazuje kompozycję, jakiej jeszcze nie słyszeliśmy. Tłumaczy ten utwór na współczesny język i uświadamia, jak wiele jeszcze można z twórczości Niemena wydobyć: nie z powszechnie znanych przebojów, a z tych perełek, które nie goszczą dziś ani w radiu, ani w telewizji, ani w repertuarach artystów sięgających po Niemena. Moja ojczyzna to zdecydowanie najjaśniejszy punkt nowej płyty Stanisława Sojki. Mam nadzieję, że artysta wróci jeszcze kiedyś do Niemena i że spróbuje sięgnąć po utwory z Idee fixe, z Marionetek, z Terry defloraty. Zdaję sobie sprawę, ze są mniej piosenkowe, mniej przebojowe, ale przecież to znakomite kompozycje, które z pewnością poddadzą się twórczej interpretacji. A tę Sojka robi doskonale.

Ps.
Tylko ta okładka… Nawiązuje do charakterystycznej grafiki płyty Sukces, ale jakoś tak po łebkach, w niedopracowany sposób (widać zarysy oryginalnego liternictwa, kontur postaci Niemena, ale nie składa się to w spójną całość). Sugeruje barwą aluzję do „kolorowych nazw” zespołów big-beatowych, ale wybór żółto-czarnego zestawianie kolorystycznego sugeruje agresję (osa), co nijak się ma do zawartości. Niech Państwa jednak grafika nie zrazi: zawartość jest o niebo lepsza.