Rozmowa z Marcinem Januszkiewiczem

Rozmowa z Marcinem Januszkiewiczem

"Wolny, choć bardzo zajęty" – z Marcinem Januszkiewiczem, laureatem I nagrody 14. Konkursu "Pamiętajmy o Osieckiej" rozmawia Karolina Kopocz.

Śpi za dnia, a w nocy uspokaja się online. Gotuje śpiewająco i śpiewa na klatkach schodowych. Jest ciekawy wolności i wolny od oczekiwań. Kto? Marcin Januszkiewicz, aktor Teatru Współczesnego, zdobywca nagrody publiczności w Leśniczówce Pranie, najważniejszych wyróżnień na koncertach w Sopocie i pierwszy przedstawiciel "ulubionej płci Magdy Umer”, który zwyciężył na Festiwalu "Pamiętajmy o Osieckiej". 

Dużo śpiewasz?

Śpiewam nie tylko dużo, ale i wszędzie. Najbardziej lubię pod prysznicem, na klatkach schodowych i w kościołach. Klatki schodowe są idealne pod względem akustycznym. Podobnie jak kościoły. Z klatkami związanych jest dużo anegdot. Często schodzę schodami, nucę sobie jakąś wymyśloną przez siebie melodię, a nagle otwierają się drzwi zza których wychyla się mocno zdziwiona (delikatnie rzecz ujmując) sąsiadka…

Co śpiewasz?

Przeróżnie. Nigdy nie ograniczam się do jednego gatunku muzycznego. Śpiewałem w kilku zespołach rockowo-bluesowych. Później, dzięki Renacie Tomie, która była moim dobrym duchem w liceum, przyszedł czas na poezję śpiewaną, aby w końcu rozśpiewać się w chórze gospel. Przez prawie dwa lata byłem solistą w bełchatowskim chórze Schola Cantorum Gospel Choir im. Piotra Kudyby. Gospel wybrałem nie ze względów ideologicznych (bo wierzę, ale wypracowałem sobie w kwestii absolutu własną filozofię), tylko dlatego, że niesamowicie rozwija i daje olbrzymią wolność w śpiewaniu. Wolność jest jedną z tych wartości, które cenię sobie najbardziej.

Jak to się ma do tego, że jesteś (cytuję Magdę Smalarę z koncertu finałowego w Romie): "formalnie wolny, uczuciowo bardzo zajęty"?

Jestem w bardzo szczęśliwym związku i nic więcej nie mam do powiedzenia na ten temat (śmiech)…

Czy są jeszcze jakieś inne tematy, o których wolałbyś nie mówić (śmiech)?

Tak – o pisaniu, które jest jedną z moich wielu namiętności. Piszę dla siebie. W sumie nie nazwałbym tego nawet pisaniem. Takie bazgranie raczej.  Najczęściej pomiędzy 23, a 5 nad ranem. Ja sam w nocy w łóżku i laptop – to połączenie bardzo absorbujące… Mam kilka folderów na komputerze z różnymi tekstami. Wiem, że kiedyś je wykorzystam, ale póki co jeszcze nie czas. Jestem typem sowy. Najlepiej śpi mi się pomiędzy 7 nad ranem a 14. W nocy bardzo często serfuje po internecie. To mnie uspokaja.

Uspokaja? Jesteś nerwowy?

Jestem typem neurotycznym i często nakręconym. Dlatego między innymi odstawiłem dwa lata temu alkohol. Dlaczego? Bo wiem, że mi nie służył… Sprawiał, że moje rozedrganie wymykało mi się jeszcze bardziej spod kontroli i trudniej było pozbierać myśli. Ale dzięki temu działam towarzysko charytatywnie – rozwożę znajomych ich samochodami po imprezie. Bo swojego jeszcze nie mam. Skoro jesteśmy przy autach to zdradzę Ci, że motoryzacja to moja kolejna wielka pasja. Motoryzacja i kuchnia. Uwielbiam gotować i jeść… Gotowanie sprawia mi olbrzymią frajdę.

Gotowanie, motoryzacja, aktorstwo, śpiew i serfowanie po Internecie… Czy coś jeszcze kręci Marcina Januszkiewicza?

Oczywiście – siatkówka. Przez kilka lat trenowałem ją w Piotrkowie Trybunalskim. Marzyłem nawet o tym, żeby zostać zawodowym siatkarzem. Kiedy w liceum dotarło do mnie, że nie dostanę się raczej do kadry Polski, postanowiłem zmienić plany. Rzutem na taśmę (dostałem się do Akademii Teatralnej) wybrałem aktorstwo. Aktorstwo, śpiewanie i siatkówka – gdybym umiał i mógł robić te trzy rzeczy na podobnym poziomie, to bez wahania wybrałbym siatkówkę. 

Żałujesz, że zostałeś aktorem?

Niczego nie żałuję, nie oczekuję i wyznaję filozofię "bycia tu i teraz". Lubię kiedy jest ciekawie, kiedy coś się dzieje. Jeżeli nie mam oczekiwań, pozwalam się życiu naprawdę zaskoczyć… Dzięki Akademii Teatralnej poznałem Agnieszkę Glińską, mojego zawodowego guru. Uważam, że to co robi jest zjawiskowe. Nie jest reżyserką – filozofką. To reżyser – psycholog. Interesuje ją człowiek, jego emocje i potrzeby. Wie, że w zawodzie aktora najważniejsza jest obserwacja – i choć to może banał, to ona potrafi tę obserwację ożywić na secnie.

Myślisz, że wasza znajomość mogła w jakiś sposób wpłynąć na werdykt jury ?
 
Nie wiem. Nie sądzę. Było siedmiu jurorów. Byłem bardzo zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że Agnieszka Glińska zasiądzie w jury Festiwalu. Ale oboje jesteśmy profesjonalni i o konkursie porozmawialiśmy dopiero po oficjalnym ogłoszeniu wyników. Pracujemy właśnie nad "Moralnością Pani Dulskiej" w Teatrze Współczesnym.

Co spowodowało, że dopiero w wieku 24 lat zdecydowałeś się wziąć udział w festiwalu?

Myślałem o tym wcześniej, ale jakoś nigdy się nie składało. Po premierze "Gran Operity" w Teatrze Współczesnym (pół roku przed eliminacjami) podeszły do mnie wspomniana już Magda Smalara i Joasia Satanowska gorąco namawiając do wystąpienia w konkursie. Później dołączyła do nich Monika Gołębiewska, moja serdeczna przyjaciółka. Nie miałem wyjścia – musiałem się zgodzić (śmiech). Monika pomogła mi również wybrać repertuar. Co nie było łatwe, bo Agnieszka Osiecka napisała ponad 2000 tekstów piosenek. Pierwszym wyborem była "Wybacz Mamasza" i "Japońska Wiśnia". Po eliminacjach podszedł do mnie pan Jerzy Satanowski i zasugerował zmianę drugiego utworu. Zapytałem na co. "Cyrk nocą" – odpowiedział po kilku dniach.

"Wybacz, mamasza,
przepraszam
za nie zjedzonych, odtrąconych śniadań moc,
za przepłakany ranek,
za zmarnowaną noc.
Przepraszam,
wybacz, mamasza…" Śpiewałeś na scenie Romy. Czy naprawdę jest aż tyle rzeczy za które Marcin Januszkiewicz chciałby przeprosić swoją mamę?

Trochę jest (śmiech). A tak zupełnie na poważnie, wybór tego utworu był sprytny, bo szacuję, że utożsamia się z nim ogromny procent odbiorców. Ty nie masz na koncie czegoś za co chciałabyś mamie zadośćuczynić…?

(Wymowne milczenie)… Na zakończenie powiedz mi jaką masz radę dla przyszłorocznych uczestników konkursu?

Dobrze dobrany repertuar jest kluczem do sukcesu. Nie trzeba wcale świetnie śpiewać. Trzeba natomiast wiedzieć po co się po dany tekst sięga i co chce się nim przekazać…