Kochana moja, pamiętaj!
1) Kartki (!).
2) Zaświadczenie z miejsca pracy.
3) Bilety na kolej.
PS. Nie chciałam Cię budzić, byłaś chyba trochę pijana. Pralnię za¬łatwię sama, wracam koło 18.00.
K
Kochana moja,
jaka ty jesteś kochana. O wszystkim musisz pamiętać, a Ja, co Ja? Tyle co kot napłakał. Wczoraj rzeczywiście popadłam w alfon-serkę. Zaczęło się od ponczowych ciastek z A.M., ale po tych idiotycznych ponczkach tak się pić chce, że Mnie zaprowadziło do „Forum". Poprosiłam o tonik, ale mieli tylko dżin czy odwrotnie. Dżyn, dżyn, dżyn, hajda trojka śnieg puszystyj. Pamiętasz: „Buria mgłoju niebo krojet, wichry snieżnyje krutia"? O Matko Święta, jeszcze nie jest ze mną dobrze. Szkoda, że pani przy tym nie było. Poncz bez ciebie jest tylko ponczem. Sącz bez ciebie jest tylko sączem, nie po¬maga alkohol i tytoń, choć od rana cinzano sączę i wesoła jestem ni-byto. Skończyło się z jakimś Arabem, który okazał się Chińczykiem. Malutka moja, to się już nigdy więcej nie powtórzy. Nawet kiedy się puszczam, to ciebie nie opuszczam.
Nie złość się. Twój poetyczny liścik noszę na sercu. Załatwiła¬bym wszystko za jednym zamachem, ale obudzili Mnie jacyś ludzie z tygrysem czy coś w tym sensie. Położyłam się dosłownie na chwileczkę, ale wpadłam w czarny tunel, wszystko Mnie wyprzedzało i kiedy się obudziłam, dochodziła trzecia. Czy jest sens coś zaczynać o tej porze? Jutro od rana wezmę się za te sprawy, powiedz mi tylko łaskawie, czy pisze się „wykształcenie niepełne średnie", czy „wykształcenie częściowo średnie".
Pa pa. Dzisiaj już będę tylko spała i oglądała telewizję. Jest „Hrabina z Hongkongu", bardzo odpowiedni film dla Mnie. Jeżeli możesz, zrób Mi szczawiową zupę. Marzę o szczawiu. Szczaw. Szczawk, Hawk. Grey Owl, Szara Sowa, niepełna średnia. Był tu jakiś dysydent z brodą, pytał o Ciebie, powiedziałam, że śpisz, bo się upiłaś z Chińczykami. Prawda, jaka jestem śmieszna?
E
P.S. Kwit do pralni zostawiłam na małym stoliku.
Droga E!
Zapomniałaś mi zostawić kwit do pralni. Chciałam sprawdzić w twojej żółtej torbie, ale nie mogłam jej znaleźć. Zgubiłaś torebkę?? Poszukaj.
Krystyna
Drogi Kuratorku.
Drogi kuratorku, szukam cię od wtorku. Tak, tak. Ty jesteś mój mały domowy kurator-prokurator, a Ja jestem trudna młodzież. Trudna młodzież niszczy odzież. Prokurator Kura. Prokurator Tortura. Kurator Orator. Tor. Nie rób miny w podkówkę, bo sama wiesz, że mi się naraziłaś. Ciężki miałam dzień. Cholernie ciężki. Nie wiedziałam o tym, Kuro, nie? Czyżby? O świcie zerwawszy się poleciałam do rady narodowej po kartki. Już na schodach czekało mile preludium w czapce z daszkiem. „Same dziwki i emerytki", tylko dziwki i emerytki" – syczał pod nosem ten syfon. Syf (to jest ten syf, na który mnie narażasz). No nic, dziwki i emerytki, komplement jak dla Mnie. Miły jesteś, powiedziałam, i zaprosiliśmy się na piwo. Zgubiłam go w „Tip-topie" i wróciłam na miejsce straceń. Tam urzędniczka urzędulska urzędująca w miejscu pracy. Usta czerwone, usma-rowane po sam nos. Zęby czerwone jak we krwi. Kriss ukochana, wiesz doskonale, jaki jest mój stosunek do szminki na zębach: potworny. Potwornie histeryczny. Na paszczękę tę patrzeć nie mogłam. W dodatku urzędulska zaczęła paszczą poruszać, bułkę czerwoną pożerać. Tego już było dla Mnie za wiele, tego ode Mnie nie możesz wymagać, są pewne granice tolerancji. Uciekłam do parku tamtejszego; park tam siwy, popielaty, opiekuńczy; wrony syberyjskie dostojnie tam kroczą, głowami kiwają, bardzo przyjemna atmosfera. Oddycha się białym powietrzem, jakby się mleko piło. Przyszłam do domu czysta i pachnąca, chciałam, żebyś mnie pocałowała. Na razie ciebie nie było, więc zaczęłam robić jakieś plany. Nerwowa myśl na temat AM. przeleciała mi przez głowę. Przeistoczyło się to w lekki stra-szek. Miałam chęć wypić kropelkę, zajrzałam na półkę za niebieskiego Hemingwaya i z całą stanowczością stwierdziłam, żeś Mi ukradła butelkę. Słuchaj, kuratorku. Nie rób Mi takich numerów! Zapamiętaj sobie, że Ja nie mam żadnej sprawki z wódką, nie mam i nie będę miała. Ale ci nie wybaczę, że Mi nachodzisz moje sekretne miejsca. Jestem rozdrażniona, mam chęć szorować kamieniem po szybie, a najbardziej bym chciała, żebyś to ty tą szybą była. Ty szybo, ty!
Teraz muszę wyjść. Nie mam pojęcia, kiedy wrócę. Nie chcę się do niczego zobowiązywać. Idę na miasto, przyniosę ciasto.
P.S. Nie histeryzuj przez te kartki, opanuj się, jutro zrobię drugie podejście. Co do żółtej torby, to podarowałam ją wspaniałemu człowiekowi. Wspanialszemu niż ty i Ja.
Twoja na wieki E
Elżbieta!
Musisz odnaleźć torebkę. Jeżeli nie, to pamiętaj, że trzeba wyro¬bić nowy dowód, bo nie dostaniesz kartek. Zgłoś zgubę na komendę! Nasza komenda jest na Szaniawskiego 1.
K
Wiesz, że jesteś menda. Menda komenda.
Elżunia
Kochana.
Pralnię załatwiłam bez kwitu, bo była ta blondynka. Proszę cię, zrób coś z tym dowodem. Nie możesz chodzić bez dokumentów, zwłaszcza w nocy.
Krystyna
Cudo moje.
Cudny dzień był dzisiaj. Wysoki, przejrzysty jak kościół. Drzewa wysokie, przejrzyste. Ja sama wysoka, przejrzysta. Brylantowy dzień, wymarzony na leśne spacery. W drodze do Puszczy Białowieskiej wstąpiłam do kawiarni „Różanka". Przyczepiłam się do jakiegoś poczciwca, który wyglądał, jakby obchodził pięćdziesiąte urodziny. „Wszystkiego dobrego, kochanie" – powiedziałam wesoło i okazało się, że trafiłam w dziesiątkę. Zaczęłam udawać nawróconą córę Koryntu, ponieważ miałam większą ochotę na gadanie niż na cokolwiek innego. Zaczęliśmy łazić, poszliśmy aż za tory, rozkleił się kompletnie. Uczony biochemik. Pisze się bio, wymawia się bijo. Bijochemik, bijocentryk, bijoegocentryk. Jestem sławnym uczonym, mówił, bijo-chemikiem, ale żona mnie nie rozumie. Chciałbym nawet mieć nową żonę, jakąś inną. Kiedyś jako uczony byłem w Australii. Gościli mnie, fetowali do szaleństwa, wszyscy profesorowie, a także prezydent i temu podobni. Utyłem z przejedzenia. Któregoś dnia prosto z koktajlu zawieźli mnie służbowym samolotem aż do buszu… Zainteresowała mnie kwestia misiów koala.
Owszem, są. Widział, jak wisiały na drzewach.
– Czy pozwolisz, że będę cię nazywała Koalą?
Koala ciężko reagował na żarty. W Australii, ciągnął epicko, znajdują się wielkie tereny, wprost olbrzymie. Całe połacie. I otóż jedną z tych połaci obsadzono topolami. Topole i topole, po sam horyzont („tu pole i tam pole". Nic. Ściana). Wielkie bogactwo drzewostanu. Niestety. Tragedia narodowa w skali całej Australii; nie wiadomo skąd zakradła się sówka chojnówka. Miliardy sówek chojnówek. Ciem takich (ćma, ćmy, ciem). No i oni, wszyscy ci farmerzy i profesorowie, grzecznie poprosili, czy mógłbym jako uczony światowej sławy coś im poradzić na ten swoisty kataklizm.
Owszem, powiedziałem, i poczułem coś w rodzaju patriotycznego skupienia, owszem, skupiony wytężyłem się i poradziłem im zapalić wielkie ognisko. Posłuchali mnie, wykopali takie rowki, nalali do nich ropy, podpalili i wszystkie ćmy potonęły w ogniu. Potopiły się. Żona jednak w dalszym ciągu mnie nie rozumie i chciałbym mieć jakąś inną, choćby taką jak ty, blondynkę, czy nawet rudą, krótko ostrzyżoną, z pięknymi nogami jak u klaczy; proszę się nie obrażać, bo w ustach bijologa to jest komplement. I dlatego, czy mógłbym prosić o adres, czy ewentualnie telefon. Zaczęłam się okropnie śmiać, a wtedy on wyskoczył z jakimiś aluzjami, że zapłacił za siedem budafoków i nic z tego nie ma.
– To ty gminny jesteś, mój Koalo, rzekłam wytwornie, ale on strasznie posmutniał i coś tam zaczął mamrotać.
– Nie gminny, nie gminny, tylko praktyczny.
Poszliśmy się przepraszać do „Gościnnego" i dałam mu na pociechę twój telefon. Nogi masz w porządku, a poza tym też jesteś praktyczna. Sama wiesz, jesteś jeż. Na pewno będziecie z Koalą szczęśliwi, już to widzę. Przyślijcie mi jakąś sówkę. W łóżku jest trochę leniwy, ale ty też jesteś bardziej śpioch niż cokolwiek innego. Tylko miły masz ten puszek za uchem i za to cię wszyscy kochamy. Błagani cię, nie budź mnie, jak przyjdziesz, i nie trzaskaj drzwiami od lodówki. Ugotuj Mi jakiś budyń, marzę o cytrynowym budyniu. Jak przyjdą ci ludzie z tygrysem, wyrzuć ich na zbity pysk. Potem ci wszystko wyjaśnię, dobranoc, pchły na noc.
Twoja na zawsze Kleopatra Egipska
Elu.
Była jakaś kobieta, przyniosła twój dowód, znalazła go na Dworcu Wschodnim. Pamiętaj teraz załatwić kartki. Punkt drugi: zaświadczenie z miejsca pracy, punkt trzeci: bilety na kolej.
P.S. Dlaczego powiedziałaś Andrzejowi, że się upiłam z Chińczykami? Nie rób Mi tak, kocham go, to boli.
K
My nie z soli, tylko z roli. Boli. Oj, jak boli.
Andrzej Boboli. Znam ja tego Andrzeja. „Jesteś moim wszechświatem", a potem „zdzwonimy się". Daj spokój, głupiątko. Rozejrzyj się po świecie. Patrz, jaki przyjemny wieczór, temat dla świerszcza, obrazek znad kominka, migdałek pieczony. Maleńki kieliszek wiśniówki, gorąca herbata i spać.
E
1) Kartki (!)
2) Bilety na kolej
3) Zaświadczenie z m.p. (byłam w Zakładach, przyjmą ciebie chyba na pewno, ale jakąś podkładkę musisz mieć).
P.S. Proszę Cię, nie rozmawiaj nigdy z Andrzejem w ten sposób. Boję się.
K
Kochana Kurko-kuratorko.
Otóż zostaję ślusarzem. Pewne jak dwa razy trzy. Spotkałam mężczyznę mojego życia i to jest warunek sine qua non. Młody Rimbaud o urodzie drwala („Dwie młode jeszcze damy w ogromnym lesie same – uwaga na pończochy – bardzo sękaty drwal" – pamiętasz?). Kim on już nie był? Nikim nie był, matka go pchała na filologię klasyczną, skończył politechnikę, ma rozgrzebany doktorat z półprzewodników cieplnych, ale kiedyś usłyszał szczygła na dachu, zrozumiał, że nie tędy droga, rzucił to wszystko, zadłużył się prze-potwornie i teraz otwiera fabrykę nawozów sztucznych opartą na formule DDT. W momencie kiedy wejdą zagraniczne kapitały, wypłyniemy na szerokie wody. Zobaczysz, zobaczysz. Kupimy ci żywe norki i futro ze Zdzisia. Pół nocy jeździliśmy traktorem na zaoranym ugorze i rozmawialiśmy o tobie. Kiedy skończyły się nam papierosy, ssaliśmy te trawki z żubrówki i kochaliśmy się w bruździe jak kocięta. To wszystko jest w sferze projektów, ale kiedy się słucha Rimbaudo-drwala, to wygląda niesłychanie konkretnie. Chodzi tylko o to, żebym Ja ukończyła kurs ślusarski, bo on ma tylko uprawnienia na tę część chemiczną, a nie ma na maszyny. Dziś całą noc będę spać, a jutro – do roboty. Proszę, upierz mi białą bluzkę. Jutro dzień wesoły, idzie się do szkoły. Cześć.
Z harcerskim pozdrowieniem
Elżunia