Refleksje jurora po pierwszym etapie konkursu 2006
Dzień pierwszy
W planie mieliśmy wysłuchać blisko stu konkursowiczów. W rzeczywistości zgłosiło się nieco ponad połowa. Podobnie było w ub. roku, dlatego organizatorzy wprowadzili opłatę za zgłoszenie w wysokości 20 zł. Nic nie pomogło. Może to krytyczna ocena własnych, możliwości, kłopoty ze znalezieniem akompaniatora, kłopoty z nagraniem podkładu, wypadki losowe? Może. Wszystko może się zdarzyć. Szkoda jednak, że wielu zgłaszających się do konkursu nie informuje o rezygnacji.
Nie było jakiś totalnych nieporozumień. W tym konkursie szanse mają przede wszystkim zawodowcy i szczególnie utalentowani amatorzy. Zauważam coraz większą liczbę uczniów i absolwentów szkół muzycznych. To obok studentów i absolwentów szkół teatralnych druga grupa wykonawców. I bardzo dobrze. Wśród piosenek dominowały utwory Adama Sławińskiego i Jerzego Matuszkiewicza. Przypadek czy może wiadomość, że w jury zasiądzie kompozytor Na całych jeziorach ty?
Sędziowie czy może jurorzy kwalifikujący, jak chciał Jerzy Satanowski, wyłoniło z uczestników pierwszego dnia grupkę do dalszej dyskusji. Około 10 osób. W dość zgodliwej atmosferze znalazła się moja piątka faworytów. Trójka dostała głosy wszystkich, czyli na pewno znajdzie się w „złotej dziesiątce”. Bardzo bym chciał, aby dostała się do finału dziewczyna o wyglądzie i wyrazie bluesowym. Największy głos tego dnia, tylko do oszlifowania, bo jeszcze nie wie, co z nim robić. Szkoda mi dziewczyny, która śpiewała z doskonałym triem jazzowym. Trio grało trudny harmonicznie akompaniament. W takiej sytuacji trzeba śpiewać niezwykle precyzyjnie, czysto. No więc jeszcze nie tym razem. Żal mi też zespołu „Dziewczyny do wzięcia”, grały i śpiewały z sercem, ale liderka nie umiała grać na gitarze, a w jury siedział gitarzysta. Pech.
Pięknie zabrzmiał głos Mariusza Orzechowskiego, ciepły baryton i dobra interpretacja ballady z filmu „Prawo i pięść”. Niestety zabrakło drugiej piosenki, a to był wymóg regulaminowy. Szkoda. Zapewne jeszcze o nim usłyszymy.
Teraz kilka uwag generalnych. Moi Drodzy:
– jeżeli startujecie w konkursie Agnieszki Osieckiej, to absolutnie i koniecznie nauczcie się na pamięć jej tekstów, bo inaczej to wstyd i dyskwalifikacja,
– nie poprawiajcie kompozytorów zmieniając im nuty, bo najczęściej wybieracie nuty gorsze. I co najważniejsze, nie uczcie się piosenek z nagrań innych piosenkarzy. Po to wydajemy tanie, sponsorowane Śpiewniki żeby wam ułatwić życie i namówić na własne interpretacje, a nie kopiowanie już istniejących. Nieświadomie powtarzacie cudze błędy,
– nie wybierajcie utworów trudnych melodycznie i harmonicznie, np. Wojciecha Karolaka, jeżeli nie czujecie się pewni intonacyjnie. Piosenki muzyków jazzowych trzeba śpiewać jak instrument, do bólu czyściutko,
– nie uczcie się piosenki w ostatniej chwili przed konkursem. To słychać, jesteście spięci i zdenerwowani. Śpiewanie musi być na luzie i sprawiać przyjemność. Furda konkurs.
Dzień drugi
Sytuacja podobna jak w pierwszym dniu. Zapowiedziało występ ponad 80 osób, zgłosiło się nieco ponad 50. W sumie w konkursie wzięło udział 110 osób z różnych stron Polski. Stosunkowo najwięcej z Krakowa, Zielonej Góry i Warszawy. Poziom dosyć wyrównany. Żeby jednak zaistnieć w tym konkursie nie wystarczy zaśpiewać czysto, poprawnie, nawet dobrym głosem. Takich osób było wiele. Tu trzeba coś więcej, trzeba stworzyć małą kreację. Otworzyć się i przekonać słuchaczy, że ma się coś ważnego do przekazania.
To, co napisałem po pierwszym dniu odnosi się w pełni i do drugiego. Zatem kilka słów o tych, o których rozmawialiśmy, ale nie zmieścili się w pierwszej dziesiątce. Tą pierwszą – zajmą się nasi „profesorowie” na warsztatach w Sopocie.
Zwykle pierwszą piątkę jury wybiera zgodnie, dopiero, kiedy trzeba wybrać następną, a z grupy zgłoszonych przez jurorów nazwisk wynika, że przynajmniej kandydatów jest drugie tyle, rozpoczyna się dyskusja. Z tej grupy zwróciłem uwagę na dwie młode dziewczyny. Anna Józefina Lubieniecka, uczennica liceum im. Agnieszki Osieckiej w Warszawie obdarzona ładnym głosem, muzykalna, nasycała piosenki ciepłem i wdziękiem. Zabrakło mi gestu, otwarcia siebie. Może to trema. Chociaż występowała w Teatrze Muzycznym Buffo, to dobrze by jej zrobiły warsztaty z kimś wrażliwym na słowo. Została ostatecznie zakwalifikowana do udziału w finale konkursu „Olsztyńskie Spotkania Zamkowe – Śpiewajmy poezję” . Występów w telewizyjnej „Szansie na sukces” ze względu na komercyjny charakter tego przedsięwzięcia raczej nie polecam. Do Olsztyna pojedzie też (mam nadzieję) Angelika Podsybirska. Uczy się śpiewu w Młodzieżowym Domu Kultury na Bielanach w Warszawie. Śpiewała czysto intonacyjnie i ze zrozumieniem tekstu. Przydałoby się więcej serca. Obie dziewczyny zachęcam do ponownego udziały w Konkursie za rok, jeżeli zrobią postępy.
Zwróciłem uwagę na nieźle brzmiący głos Małgorzaty Janek z Węgorzewa, ale to jeszcze mało. Ładnie zaśpiewała piosenkę Na brzozowej korze Dorota Szymonik. Nazwisko Kingi Żak z Zielonej Góry powracało kilkakrotnie w naszych dyskusjach. Laureatka innych konkursów ciekawie interpretowała piosenkę z muzyką Jerzego Satanowskiego Cyganka ukradła kurę. Jednak niefortunnie wybrała drugi utwór. Bossa nova do poduszki to piosenka o rozległej skali, wymaga precyzyjnego zaśpiewania wszystkich nut, a nie skakania po skali. To ułatwia zaśpiewanie, ale gubi po drodze wdzięk piosenki. Aktorka z PWST w Krakowie Olga Bołądź przygotowała bardzo oryginalną i ciekawą wersje piosenki Zielono mi. Podkład muzyczny oparty głównie na kontrabasie i bębnach. Niestety kłopoty intonacyjne oraz brak pomysłu na drugą piosenkę nie pozwoliły jej na awans. Ilona Rojewska z Ciechanowa uczy się aktorstwa, co było widać i słychać. Namawiam do udziału w różnego typu warsztatach wokalnych. Wybrała mało znaną piosenkę z muzyką Seweryna Krajewskiego – Szopenowski nos i to zaliczam na plus. Moją uwagę zwróciła także Agnieszka Skotniczna z Krakowa pojawiająca się na różnych konkursach i to z powodzeniem. Delikatna interpretacja, poprawna intonacja, dobra dykcja – to wszystko walory. Niestety standardowy podkład muzyczny narzuca standardową interpretację. Może kiedyś w naszym konkursie będą rywalizowały głównie szkoły śpiewu z własnymi muzykami, tak jak w Brazylii szkoły samby w karnawale.
Rzeczywiście z akompaniamentem wiele osób ma kłopoty. Śpiewanie a capella nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie daje pełnej możliwości oceny piosenkarza. Przyjazd z zespołem to już przedsięwzięcie. Pozostaje zaprzyjaźniony pianista albo gitarzysta. A jeśli i tego zabraknie, to podkład muzyczny ściągnięty z Internetu, a to jest już narzucona interpretacja.
Czekamy na nowe pomysły.
Na koniec słowo o zespole, który został zakwalifikowany do finału, ale bez udziału w warsztatach w Sopocie. Tak postępujemy w odniesieniu do większych grup (możliwości finansowe) oraz wykonawców o ukształtowanej osobowości, którym warsztaty nie są tak potrzebne. Jacek Zienkiewicz, aktor z Zielonej Góry z żeńskim zespołem wokalnym. Osobowość wyrazista i dobry pomysł z chórkiem dziewcząt. Ale bardzo, bardzo namawiam na dokładne zapoznanie się z melodią piosenki Andrzeja Zielińskiego Nie całuj mnie pierwsza. Nuty znajdują się na stronach internetowych Fundacji „Okularnicy” i są naprawdę ważne nie mniej niż słowa. Tę uwagę dedykuję ponownie wszystkim uczestnikom przyszłych konkursów.
Jan Borkowski