Rozmowa z Jackiem Kitą
w kategorii Rozmowy i komentarze
Agata Passent: Czy muzyka była w Pana życiu od dzieciństwa, kto pomógł Panu rozwinąć talent?
Jacek Kita: Nie pamiętam dokładnie, jak to się zaczęło. Historia rodzinna głosi, że w wieku 4 czy 5 lat moi rodzice zostali zaproszeni do znajomej, która miała fortepian i ja zainteresowałem się podobno tym instrumentem. Widząc to rodzice uznali, że może mam jakiś talent i zatroszczyli się o moją edukację muzyczną. Zaliczyłem więc szkoły muzyczne I stopnia, II stopnia, i Akademię Muzyczną w Krakowie. Tak więc nigdy nie zastanawiałem się czy grać czy nie. Po prostu uznałem to za stan naturalny i zostałem muzykiem.
Jan Borkowski: A czy nie było Panu żal młodości, czy nie wolał Pan grać np. w piłkę niż poświęcać wiele godzin dziennie na ćwiczenia przy fortepianie?
JK Rzeczywiście gdy byłem mały to bardziej mnie interesowało ganianie za piłką i matematyka. Takie dwie dziedziny. Ale lubiłem grać na fortepianie, może nie tyle ćwiczyć, co grać.
AP Skończył Pan Akademię i zaczął uczestniczyć w różnych projektach. Czy preferuje Pan jeden gatunek muzyczny czy lubi Pan różne stylistyki?
JK Mam takie szczęście, że robię rzeczy, które mnie interesują. Nie zastanawiam się, jaki to jest gatunek muzyczny. Jeżeli dobrze mi się pracuje z ludźmi, dobrze się z nimi czuje towarzysko, to bardzo chętnie w różne projekty wchodzę. Niezależnie od tego czy to jest piosenka czy jakieś jazzowe historie czy teatralne.
AP A propos jazzu. Założył Pan zespół Levity, od czego pochodzi ta nazwa?
JK Nie założyłem go ja, to raczej dzieło wspólne Jurka Rogiewicza, perkusisty, Piotra Domagalskiego, basisty i moje, Wyszliśmy od jazzu, graliśmy tematy (własne) z improwizacjami ale z czasem zaczęliśmy odchodzić coraz dalej wprowadzając elementy muzyki współczesnej, elektronicznej. Instrumentarium się poszerzyło, doszły instrumenty elektroniczne, syntezatory, gitara basowa i takiej stricte jazzowej materii było coraz mniej. Wkrótce ukaże się nasza trzecia płyta. Będzie inna od tych poprzednich. Bardzo improwizowana, ale też w inny niż typowo jazzowy sposób.
A Levity to z angielska lekkość, frywolność, beztroska.
JB To znaczy nie lubi Pan standardów jazzowych?
JK Kiedyś grałem standardy, jak jeszcze mieszkałem w Krakowie. Teraz raczej już nie, ale to nie stało się w wyniku jakiejś decyzji, tylko dość naturalnie. To też nie znaczy, że nie lubię, tylko istnieje ogromna ilość bardziej interesujących mnie w tym momencie rzeczy.
AP W jakim momencie poczuł Pan chęć i umiejętność improwizowania?
JK Kiedy po raz pierwszy usłyszałem, że jest taka muzyka, która nazywa się jazz i że polega na improwizowaniu to poczułem, że to wspaniały gatunek muzyczny. Tu odezwała się moja leniwa natura – nie trzeba ćwiczyć, można tylko grać – co oczywiście okazało się nieprawdą. To było podczas nauki w szkole muzycznej II stopnia. Bardzo mnie to wciągnęło. Lubiłem improwizować i wtedy rzeczywiście grałem dużo standardów.
JB Buszując pomiędzy Pendereckim, Gabą Kulką, a Chopinem napotkał Pan Agnieszkę Osiecką. Czy to było nowe doświadczenie?
JK Jako pianista dużo pracowałem jako akompaniator. Towarzyszyłem wokalistom uczestniczącym w festiwalach, przeglądach, konkursach i to od nich dowiedziałem się, że istnieje taka postać jak Agnieszka Osiecka. Autorka ogromnej ilości piosenek. W ten sposób stopniowo poznawałem jej teksty. Okazało się, że wiele z nich jest opatrzone muzyką doskonałych kompozytorów. Tak więc mogę powiedzieć, że dość płynnie wszedłem w ten rodzaj twórczości.
AP Teraz zetknął się Pan z naszymi laureatami, najpierw jako juror, potem jako akompaniator i może pedagog.
JK Raczej kolega, który ewentualnie może czasem coś doradzić. Niektóre z utworów, które wykonywali już znałem, ale kilka było nowych. Warto wspomnieć, że część z nich, została przez wykonawców opatrzona bardzo ciekawymi aranżacjami. Nowe były dla mnie np. piosenki Ewy Korneckiej bardzo silnie reprezentowane w konkursie, chyba aż trzy są wykonywane przez finalistów.
JB Na co Pan zwracał szczególną uwagę akompaniując tym ludziom?
JK Część tych osób znałem. To nie są debiutanci. Jeżdżą po festiwalach i przeglądach, niektórzy mają własne zespoły… To są już dojrzali wykonawcy więc nasz stosunek ma charakter partnerski. Przychodzą już z gotowymi pomysłami i często bardzo ciekawymi interpretacjami. Ich dotychczasowi akompaniatorzy również odegrali tu ważną rolę.
AP Co by Pan poradził przyszłym uczestnikom konkursu?
JK Powinni szukać piosenek, które nie są bardzo popularne. A jest takich trochę i niesłusznie są pomijane. Wtedy dużo łatwiej zwrócić uwagę jurorów, publiczności. Sięgając po te już wyeksploatowane do granic możliwości trudno jest zaistnieć. Tak więc zwrócił bym uwagę na dobór repertuaru.
JB Ciekawe czy po finałowym werdykcie jury będzie Pan miał podobne refleksje?
JK Jest wśród finalistów spora grupa wykonawców reprezentująca bardzo wysoki poziom. Nie będę zdziwiony jeżeli, któraś z tych osób zostanie nagrodzona. Ja bym nie chciał o tym decydować. To naprawdę bardzo mocna grupa i jakikolwiek będzie werdykt, może być odebrany i jako sprawiedliwy albo nie, gdyż nie ma chyba tylu nagród co dobrych wykonawców. Sądzę, że z tej ogromnej ilości osób które przystąpiły do eliminacji w zdecydowanej większości wybraliśmy do grupy finałowej dobrze.
AP i JB To dobra wiadomość. Dziękujemy za rozmowę.
Na zdjęciu Jacek Kita (fot. Ania Bystrowska):