W poszukiwaniu skrytego talentu – refleksje jurora
Trzy dni pracy na dwie zmiany – sytuacja podobna do ubiegłorocznego konkursu. Poziom przyzwoity, wyrównany. Ale jury oczekuje czegoś więcej niż tylko przyzwoitego odśpiewania piosenki. Oczekuje interpretacji tak muzycznej jak i tekstowej. Nade wszystko oczekuje siły wyrazu, brzmienia, które przykuwa uwagę. Nie wszystkiego można się nauczyć. Ten wyraz, to w dużej mierze dar od Pana Boga i nie można go kupić. Aby jak najuważniej i jak najsprawiedliwiej dokonywać ocen, wszystkie występy były nagrywane. Jurorzy w razie wątpliwości mogli ponownie wysłuchać konkursowiczów. Po każdym dniu przesłuchań jury wybierało spośród startujących grupę do dalszych dyskusji. Wystarczyły dwa głosy (Jury liczyło 5 osób), aby wokalista przechodził do dalszego etapu rozważań. W rezultacie po trzech dniach w puli finałowej do ostatecznej oceny znalazły się 32 osoby. Wówczas pierwszym krokiem było wytypowanie przez każdego jurora dziesięciu nazwisk. Tylko dwie osoby otrzymały po 5 głosów i one już bez dyskusji weszły do ostatecznej puli. Proszę nie pytać o nazwiska, może wrócę do tematu po zakończeniu Konkursu. Potem już nie było tak łatwo. Zaczęło się słuchanie nagrań i dyskutowanie. Nagrania okazały się bardzo przydatne. Kiedy nie widzi się osoby, zostaje tylko głos. Słychać niepewne panowanie nad nim, nerwowe wibrato, niedokładności intonacyjne i – na co zwracam szczególną uwagę – niechlujne przyswojenie materiału. Tu dygresja z myślą o przyszłych konkursach. Nie zawsze nagranie będące w obiegu czyli na płytach lub w radiu jest idealnym wzorcem. Dlatego właśnie Fundacja wydała 10 tomów Śpiewnika, aby każdy zainteresowany mógł zapoznać się z oryginalnym zapisem i prawidłowym tekstem piosenki. I dopiero znając ten oryginał wykonawca może dokonywać interpretacji muzycznej. Wytrawne ucho jurora od razu rozpozna, co jest propozycją interpretacyjną wykonawcy, a co zwykłym błędem.
Bez wątpienia najbardziej dojrzałą grupą wykonawców od strony muzycznej byli uczniowie i absolwenci Szkoły Muzycznej na Bednarskiej w Warszawie i Akademii Muzycznej w Katowicach. Dobrze operowali głosem, dobrze czuli frazę, gorzej interpretowali teksty. Natomiast druga grupa, do której zaliczyłbym studentów szkół teatralnych i aktorów zawodowych lepiej dawała sobie radę z interpretacją, gorzej ze śpiewaniem zastępując często melodię melorecytacją. Pozostała, trzecia grupa to amatorzy, ale z pewnym już doświadczeniem nabytym dzięki udziałowi w licznych konkurach lokalnych. Wydawałoby się, że w stosunku do zawodowców mają małe szanse, a jednak kilkoro młodych, czy nawet bardzo młodych adeptów piosenki z tej właśnie grupy awansowało do dalszego etapu. Podobnie było w poprzednich edycjach Konkursu. Reasumując: szkoła bardzo pomaga, doświadczenie także, ale najbardziej liczy się talent. I takich talentów organizatorzy Konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej” szukają.
Niebagatelne znaczenie w kreacji piosenki ma akompaniament. W tym roku słuchaliśmy kilku naprawdę świetnych pianistów. Podejrzewam, że z Akademii w Katowicach bo to profesjonaliści całą gębą. Było też parę bardzo dobrze i oryginalnie przygotowanych podkładów. No i zespoły. Z tym zawsze był pewien kłopot. Z jednej strony chciałoby się zabrać do Sopotu te z najlepszymi solistami, ale warsztaty w Teatrze Atelier mają ograniczony budżet i wystarcza on z trudem na zaangażowanie jednego tylko, ale bardzo dobrego zespołu towarzyszącego wszystkim uczestnikom. Dotychczas więc piosenkarze ze swoimi orkiestrami bywali zakwalifikowani do finału z pominięciem Warsztatów, co budziło dyskusje, tak w gronie uczestników jak i organizatorów. Pojawiły się głosy (w tym i mój głos), aby co pewien czas organizować konkursy dla zespołów albo też jedną z edycji obecnego konkursu przeznaczyć dla większych formacji. Co się zdarzy – czas pokaże.
Wspominając dotychczasowe konkursy, obserwując kariery naszych laureatów trudno mówić o talentach na miarę Maryli Rodowicz czy Ewy Demarczyk. Nawet gdyby się pojawiły, to brak orkiestr radiowych, aranżerów i przede wszystkim możliwości pokazania i lansowania stawia takie kariery pod znakiem zapytania. Pytanie zresztą – czy w ogóle piosenka klasyczna ma dziś szanse istnienia? Czy teksty Osieckiej mogą znaleźć swoje miejsce wśród młodych wykonawców, współczesnych zespołów? Może wbrew zdrowemu rozsądkowi – twierdzę, ze tak.
Powróćmy więc do krótkiego wspomnienia tych, którym się w tym roku nie udało, ale byli blisko.
Już pierwszy wykonawca Bartosz Pietrzak ustawił poprzeczkę wysoko. Student Akademii Muzycznej w Katowicach ma ładny, ciekawy głos, śpiewa czysto i tylko brak mu nieco obycia estradowego. Czuło się że był speszony, w końcu wypadło mu otwierać konkurs. Osobiście namawiałbym go do ponownego startu w przyszłym roku, tak jak namawiałem wcześniej młodą, utalentowaną uczennicę, której tym razem się udało.
Sylwia Basta z Podhala dobrze wybrała piosenki: „Ech ty babo” i „Na brzozowej korze”. Akompaniowała sobie na gitarze, wiedziała jak to się robi i emanowała z niej energia. Śpiewała czysto i co ważne z wyrazem. Zakończyła przyśpiewką góralska, co było dobrą pointą piosenki tyle, że w ubiegłym roku podobnie czyniła inna Podhalanka.
Dobre brzmienie, duży głos i fryzurę afro zaprezentowała Magdalena Koziej, studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Sprawiała wrażenie profesjonalnej piosenkarki. Co ważne, wiedziała o czym śpiewa. Miała u mnie dobrą ocenę i żałuję, że nie zmieściła się w „złotej dziesiątce”.
Siedemnastoletnia Magdalena Piastowska z Grabowa nad Prosną śpiewała z akompaniamentem akordeonisty. Oryginalne, może nawet dziwne ale ciekawe podziały. „Dom w malwy malowany” wykonała już tylko z gitarą. Szkoda, że nie wszystkie nuty w tej piosence były właściwe. Z pewnością o niej jeszcze usłyszymy.
Agnieszka Świgut z Akademii Muzycznej w Warszawie poprosiła do pomocy siostrę Aleksandrę jako tzw. głos dodatkowy. Aleksandra jest podobno świetną pianistką ale tego nie mieliśmy okazji usłyszeć. Agnieszka śpiewała poprawnie, czysto ale mnie zabrakło wyrazu, który wepchnąłby jurorów w krzesła. Może nerwy?
Uczennica z Malborka Joanna Woś towarzyszyła sobie na gitarze i to całkiem dobrze. Miała sporo wdzięku ale niepotrzebnie w wyższych partiach zmieniała rejestr na falsetowy. To jest bezpieczne, jednak słuchacz chciałby większego otwarcia, pokazania siebie nawet poprzez krzyk. Trochę przesadzam ale z pewnością Joanna wie, o co chodzi. Jest bardzo młoda i jeszcze trochę się boi, może wstydzi.
I na koniec przeglądu wykonawców pierwszego dnia wspomnę jeszcze dwie uczennice. Katarzyna Zielińska miała dobrego pianistę. Zanotowałem, że ma dobry wyraz, to coś tak ważnego. Do poprawy – dykcja. Ale z pewnością ma potencjał. Małgorzata Ziółkowska sięgnęła po tak ośpiewaną piosenkę jak „Okularnicy”. Poszła tropem Anny Marii Jopek. Pytanie czy można wymyślić jeszcze coś innego?
Drugi dzień, choć przesłuchania trwały krócej, bo tylko do godziny 16-tej, wydawał się być obiecujący,
Paulina Brzozowska z towarzyszeniem dobrego pianisty zademonstrowała ładny, nośny głos szkolony na Bednarskiej w Warszawie. Z pewnością nie wiedziała, że piosenka „Dzień dobry to ty, dzień dobry to my” Andrzeja Kurylewicza była blisko 10 lat sygnałem audycji Radiowego Studia Piosenki. Ale to było w latach 60. Muzycznie w porządku, chciałoby się natomiast trochę głębszej interpretacji, przede wszystkim w „Tangu Tandresse”.
Agnieszka Konarska z piosenki „Dawne zabawne” zrobiła balladę. Z pewnością to był jakiś pomysł. Ma dobrze brzmiący głos. W piosence Kasi Gaertner („Czy co było między nami”) ludowość nieco naiwna.
Z Częstochowy, gdzie studiuje, przyjechała Iga Kozacka. Nie ma dużego głosu ale ma wdzięk, który w piosence jest elementem wyrazu nie do pogardzenia. Gorzej z panowaniem nad głosem i skokami po rejestrach.
W Konkursie wzięła udział dosyć duża grupa z Wrocławia, podejrzewam, że szkolona w jakimś centrum kultury. Jadwiga Kurpios wybrała rzadziej wykonywane piosenki: „Bronka” i „Majaczek biedaczka”. Ładne brzmienie głosu , poprawne wykonanie, no ale jak już wspominałem szukamy czegoś więcej…
Aleksandra Utracka-Skoczeń z Warszawy sięgnęła po trudne piosenki. Do takich przede wszystkim można zaliczyć „Tramwajowych ludzi”. Muzycznie w porządku, czysto tylko cały problem w tym aby przekonać do siebie słuchaczy. To takie spójne połączenie brzmienia, rozumienia tekstu i ekspresji tkwiącej w artyście.
I na koniec tego dnia Małgorzata Hutek z Łodzi. Starannie i ciekawie przygotowany występ. Współczesne, żeby nie powiedzieć awangardowe opracowanie: fortepian z elektrycznym basem i perkusja. Czy autorem pomysłów był pianista czy wykonawczyni? Interpretacja ciekawa. Zmiana nut na gorsze – nie. To jest częsty problem. Zmiana nut na inne jako wyraz interpretacyjny jest oczywiście do przyjęcia, ale pod jednym warunkiem, że te nowe nie będą gorsze od tych oryginalnych napisanych przez kompozytora. Tu czasami były. No i trzeba znać proporcje – ile oryginału, ile własnych propozycji. Jednak kierunek poszukiwań naprawdę dobry i namawiam do powtórnego udziału.
Trzeci i ostatni dzień trwał do późnego popołudnia.
Alicja Kalinowska absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach śpiewa na poziomie profesjonalnym. Nie bardzo rozumiem powodu, dla którego wybrała dwie charakterystyczne piosenki aktorskie. Ma mocny, dobrze brzmiący głos i na pewno mogłaby pokazać nie mniej dobrą interpretację muzyczną. W naszych konkursach brakuje takiego prawdziwego śpiewania, w którym wykonawca umie pociągnąć całą nutę, wie co to jest legato itp. Dlatego mi szkoda Alicji.
Dawid Kartaszewicz w duecie z Wandą Grabowską przedstawił aktorską scenkę w piosence „Gaj”. Jeśli dobrze zapamiętałem to są studenci PWST w Warszawie, co było widać i słychać. Chłopiec z ładnym, dużym głosem. Dziewczyna (występująca także solo) z przesadną interpretacją. Ale duecik był wykonany zgrabnie i zabawnie.
Inny występujący tego dnia duet to Aleksandra i Wojciech Lipińscy. On grał na gitarze, ona śpiewała. Podobał mi się jej głos i sporo o tych wykonawcach rozmawialiśmy. Gorzej było po wysłuchaniu nagrań. Wyszły na jaw nieczystości i nie zawsze trafiane nuty. Tymczasem w takiej piosence jak „Bossa nova do poduszki” precyzyjne zaśpiewanie – pozornie tylko łatwej – melodii stanowi o wdzięku utworu. Jak dotychczas nikt jeszcze nie dorównał Maryli Rodowicz. W drugiej piosence („Samotna rękawiczka”) nie podobała mi się częsta zmiana harmonii. Nie wiem czy to świadomy zabieg czy niedokładne odczytanie intencji kompozytora.
Filip Małek z Wrocławia poszedł w kierunku interpretacji aktorskiej. I trzeba powiedzieć udanej. Większych błędów nie usłyszałem z wyjątkiem pomyłki w tekście. Zwykle składamy to na nerwy ale w konkursie na piosenki Autorki to jednak spory mankament.
Osiemnastolatka Adranna Niewolańska także z Wrocławia zaskoczyła mnie dobrze i pewnie brzmiącym głosem. Wybrała starą piosenkę z rodem z STSu – „Szczep swój drób”. Taka słowna zabawa wymagająca bardzo dobrej dykcji. Ma wiele zwrotek i wykonawczyni je skróciła. Moim zdaniem to nie był dobry wybór. Radziłbym sięgać bo bardziej współczesne teksty.
Justyna Panfiłowicz z Łodzi, laureatka kilku konkursów jest obyta z estradą. Przesadna pewność bywa jednak zdradliwa i prowadzi do złego gustu. Dysponuje lekko zachrypniętym, ciekawym głosem.
Aleksandra Stec z Janikowa skojarzyła mi się z Ewą Bem. Może to przez wybór piosenki („Kolega Maj”) ale i dzięki brzmieniu głosu z odpowiednim ładunkiem ekspresji. Jeszcze musi się pouczyć śpiewać ale ma potencjał i dobrą aparycję, co nie jest na estradzie bez znaczenia. W piosence „Ach, skąd” zmieniała nuty, co można złożyć na karb zdenerwowania jak i niestarannego przygotowania.
Jeżeli wspomniałem o aparycji, to muszę wspomnieć jeszcze Lidię Pawłowską z Bielska Białej. Ma dobry głos i duży potencjał. Brak natomiast warsztatu. To jednak jest do opanowania, jeżeli bardzo się chce i lubi się śpiewać.
I to – jak mawiał śp. Jan Tadeusz Stanisławski – byłoby na tyle. Wspomniałem 23 nazwiska osób, o których rozmawialiśmy i na które z różnych powodów zwróciłem uwagę. To oznacza nie najgorszy poziom Konkursu. Wielu wspomnianych wykonawców byłoby z pewnością laureatami mniejszych tego typu imprez. My szukamy nieustannie skrytego talentu, niezależnie od mijającej mody i okropnych wzorców prezentowanych w telewizyjnych widowiskach. Nie idźcie tym śladem młodzi wielbiciele piosenki.
Jan Borkowski
sierpień 2009