Wspomnienie Adama Sławińskiego o Janie Borkowskim.
Wiadomość o śmierci Jana Borkowskiego sprawiła, że pogrążyłem się w smutku i dopiero po paru dniach postanowiłem opowiedzieć o tym, jak bardzo wpłynął na moje życie. Nie tylko moje zresztą.
Była późna jesień 1962 roku albo wczesna wiosna roku następnego. Pracowałem wówczas w redakcji muzycznej TVP. Któregoś popołudnia w pokoju nagrań znalazłem porzuconą przez kogoś taśmę magnetofonową, zawierającą piosenki Studenckiego Teatru Satyryków, o którym było już głośno w Warszawie. Zaciekawiony, zacząłem słuchać. Były tam kompozycje m.in. Marka Lusztiga, Edwarda Pałłasza, Jarosława Abramowa (z tekstami tegoż Abramowa), Andrzeja Jareckiego i Agnieszki Osieckiej. Wydały mi się o wiele bardziej interesujące niż ówczesna oferta radiowa. Byłem wówczas autorem muzyki do zaledwie dwóch spektakli Teatru Telewizji, ale zaczynałem marzyć o tym, by zostać kompozytorem naprawdę. „Miło byłoby pracować na przykład z taką Osiecką” – pomyślałem i pojechałem na Żoliborz, gdzie mieszkałem w wynajętym pokoju z pianinem, pożyczonym od sąsiada. Odezwał się telefon. Dzwonił Jan Borkowski, którego znałem z działalności w środowisku jazzowym.
– Stary, czy ty byś napisał muzykę do opery? – zapytał.
– Jak to? Do opery?? – wykrzyknąłem, myśląc, że żartuje w związku z moim debiutem w Teatrze TV.
– Do opery jazowej, której fragmenty przedstawilibyśmy na jednym z koncertów Jazz Jamboree.
– A kto napisze libretto?
– Libretto już istnieje. Napisała je Agnieszka Osiecka.
Nie potrafię opisać wrażenia, jakiego doznałem. Zapachniało jakimś cudem: ktoś zostawił taśmę z nagraniami STS-u, znalazłem ją właśnie ja, zapracowany miałem akurat wolne popołudnie, by słuchać, a Janek przychylnie odebrał moją muzykę z Teatru TV.
Spotkaliśmy się nazajutrz – Agnieszka, Janek i ja – w kawiarni Nowy Świat. Libretto nosiło tytuł Opera spod ciemnej gwiazdy i było opisem zbrodni młodych zbuntowanych ludzi pod przywództwem Rudej Baśki. Jesienią pokaźna część muzyki była gotowa. Wykonawcami „Prologu” opery były Chór i Orkiestra Filharmonii Narodowej, a solistką – Anna Prucnal, wcielająca się w Rudą Baśkę i śpiewająca o samej sobie: „A ona była zła. Nie miała cierpliwości. Po co zginać kark i wdzięczyć się, i prosić. Po co mówić «tak», jak można mówić «nie», kiedy czegoś brak, kiedy jest ci źle. Uśmiechać się, uśmiechać się, uśmiechać się…”. Stylistyka „Prologu” zbliżona była do tzw. „third streamu”; podczas tego samego koncertu wykonano również zbliżone do awangardy utwory Mateusza Święcickiego, Bogusłwa Schaeffera i wręcz awangardową kompozycję Krzysztofa Pendereckiego.
Telewizja w ostatnich wiadomościach nadała dokrętkę filmową z naszej premiery, a radiowa Trójka – cały „Prolog”. Pojawiły się też dobre recenzje. Agnieszka była zadowolona i zaproponowała mi pisanie muzyki do „Listów śpiewających”. Tak oto dzięki inicjatywie nieodżałowanego Przyjaciela moje życie potoczyło się muzycznym torem. „Listy” zaowocowały m.in. współpracą z Wojciechem Młynarskim, Jeremim Przyborą, a także Łucją Prus, Skaldami, Marylą Rodowicz, Stanem Borysem i wielomami innymi znakomitymi wykonawcami.
Będę Cię wspominał, Drogi Janku, jako jednego z moich największych Dobrodziejów.
Adam Sławiński
Na fotografii – Pani Krystyna Kisielewska-Sławińska, Panowie Jan Borkowski i Adam Sławiński. Fot. Magdalena Nosal