Z Wandą Borkowską o Konkursie rozmawia Jan Borkowski

Z Wandą Borkowską o Konkursie rozmawia Jan Borkowski

Wanda BorkowskaDo Konkursu przystąpiło 131 wykonawców. Zgłosiło się znacznie więcej, ale już tradycyjnie blisko 1/3 z różnych powodów zrezygnowała (niestety nie zawiadamiając o tym organizatorów).
Po raz pierwszy występy konkursowiczów były w trybie roboczym nagrywane. To umożliwiło mi wysłuchanie jeszcze raz wszystkich wykonawców i opierając się tym razem wyłącznie na nagraniach wyłonić dodatkową grupę, poza tymi, którzy się zakwalifikowali do drugiego etapu. A przypomnę – to była szczęśliwa trzynastka. Ta dodatkowa grupa okazała się dziewiętnastką. W ten sposób łącznie zebrało się 32 wykonawców. O wysłuchanie ich występów poprosiłem osobę, do której mam absolutne zaufanie i której gust podzielam – Wandę Borkowską Od dziecka śpiewała w chórach, a w dorosłym życiu była wokalistką w legendarnym żeńskim zespole wokalnym – Alibabki.

Wanda: Zanim przejdę do konkretów chciałabym powiedzieć kilka słów o kryteriach. Otóż dla mnie najważniejsze są trzy: warsztat, czyli umiejętność zaśpiewania połączona z muzykalnością, brzmienie głosu i najważniejsze – wyraz, czyli wrażliwość, emocja, coś, co zmusza słuchacza do milczenia i każe słuchać. Tak naprawdę to połączenie tych trzech walorów stanowi o pełnej kreacji.

Jan: Pamiętaj, że nasz konkurs jest na interpretacje…

W. Interpretacja muzyczna jest nieodłącznym elementem kreacji. Często słyszę, że piosenka aktorska kieruje się innymi prawami. Całkowicie się z tym nie zgadzam, bo bywa to usprawiedliwianiem nieumiejętności. Jeżeli aktor ratuje się melodeklamacją, bo nie ma ani skali, ani charakterystycznej barwy głosu, to nie powinien w ogóle zajmować się piosenką. Czy wyobrażasz sobie film „Kabaret” w którym Liza Mirelli nie śpiewa tylko interpretuje?

J. Nie wyobrażam, ale aktorstwo amerykańskie, to zupełnie inna półka. Przejdźmy do konkretów. Jak odebrałaś występy konkursowiczów?.

W. Przede wszystkim ich nie widziałam, tylko słyszałam. Z jednej strony, to mankament, bo nie widzę artysty, gestu, wyrazu twarzy. Z drugiej to zaleta, bo mogę całkowicie skupić się na dźwięku. To właśnie on ma pobudzić moja wyobraźnię.

J. Słuchałaś nie wszystkich, a tylko wyselekcjonowaną grupę czołową.

W. Jeżeli ta czołówka, to prawie ¼ wszystkich startujących, to wynik jest całkiem dobry. Najbardziej podobali mi się chłopcy. Zwykle to dziewczęta są w takich konkursach stroną
dominującą. Tym razem było inaczej. I jeszcze zespoły wokalne, to świetna szkoła śpiewania.
Rafał Sekulak, zwracam na niego uwagę, bo ma ładny, charakterystyczny głos. Śpiewał czysto i miał wyraz. Przede wszystkim w piosence „Ach skąd”. W „Białym welonie” pojawiły się kłopoty dykcyjne, ale to zapewne – nerwy.
Marcin Jędrzejczyk, gimnazjalista o mocnym ładnie brzmiącym glosie. Wyczuwam w nim potencjał na artystę. W piosence „Dance macabre” stworzył interesującą kreację. Na drugą piosenkę już nie starczyło pomysłu.
Duet Ewa Sztampa i Kamil Fronczak, ciekawy duet. W piosence "Gaj" doskonale wczuł się w klimat muzyczny Marka Grechuty. Jedni z niewielu wykonawców z poczuciem humoru. Szczególnie podobał mi się głos Kamila Fronczaka.
Marcin Rinn-Czyżewski to Osiecka na rockowo. Dobry głos, ekspresyjne wykonanie. Cenię próby odczytywania znanych już piosenek na swój własny sposób, bez prób naśladowania. Gdyby miał lepszego gitarzystę…

J. Sam grał na gitarze. Też zauważyłem kłopoty z harmonią.

W. Ma pewien rodzaj wrażliwości, który cenię u wokalistów. W każdym razie to jest ta czwórka, którą ja bym chętnie widziała w finale.

J. Poziom w tym roku był nie tylko dobry, ale i stosunkowo wyrównany, można żałować że do finału kwalifikuje się ograniczoną liczbę wykonawców, ale tak jest. „Pamiętajmy o Osieckiej” to już konkurs mistrzowski. Amatorzy narzekają, że trudno im współzawodniczyć z zawodowcami.

W. To zależy o jakich amatorach mówimy. Zwróć uwagę, że największe gwiazdy polskiej piosenki: Maryla Rodowicz, Czesław Niemen czy Marek Grechuta zaczynali jako amatorzy. Nie studiowali w Akademiach Muzycznych czy Teatralnych. Powiem więcej, zawodowi aktorzy o znacznym stażu są w gorszej sytuacji. Mają już ukształtowaną osobowość i żadne warsztaty są im niepotrzebne, a jury zawsze wyżej oceni kogoś, kto nie jest jeszcze skończonym artystą ale ma potencjał twórczy, w który warto zainwestować.

J. To prawda. Niektórzy zawodowcy sprawiali wrażenie, że weszli do konkursu „z marszu” bez większego przygotowania. Zapominali tekstów. Odradzam takie postępowanie.
Porozmawiajmy jeszcze o tych, których warto pamiętać. Widziałem, że słuchając nagrań wystawiałaś noty…

W. No tak, żeby nie zapomnieć. Wymyśliłam sobie skale od 1 do 5 i powiem, kto dostał jeszcze u mnie czwórki.
Grażyna Bober, ma stosunkowo słaby głosik, ale ma też osobowość i jakiś wdzięk. Chciało się jej słuchać. Bardzo podobała mi się jej bezpretensjonalna interpretacja „Kolegi Maja”.
Dorota Michałowska, zaśpiewała tylko jedna piosenkę, zapewne jury nie chciało więcej, ja bym chętnie posłuchała. Młody głos, ale duża muzykalność i swoboda.
Agnieszka Możejko, ładny głos, dobra interpretacja, sprawia wrażenie zawodowej artystki.
Marta Korepta, porządna, powiedziałabym – solidna interpretacja. Szczególnie podobała mi się „Ballada o Chmielnej”.

J. Zwróciłem też uwagę na Katarzynę Łęcką. Interpretacja kameralna, no bo i głos niewielki,  ale ile wdzięku, wrażliwości. Słuchałem jej piosenek kilka razy i zawsze z przyjemnością. Jest w jej piosenkach dziewczęca radość. I to się udziela. Z pewnym rozczarowaniem natomiast wysłuchałem Beaty Przybytek. Doskonale wykształcona pianistka i wokalistka, laureatka jednego z Festiwali Wokalistów Jazzowych w Zamościu śpiewała od fortepianu. I okazuje się, że czymś innym jest interpretacja jazzowa gdzie głos traktowany jest bardziej jak instrument i śpiewa się po angielsku, a czymś innym śpiewanie po polsku piosenki z treścią. Inne zupełnie jest frazowanie angielskie, które przeniesione na polski brzmi nienaturalnie. Nie mniej nie można obok tej artystki przejść obojętnie.
Na koniec przejdźmy do finalistów. Nie namawiam Cię na dyskusję z werdyktem jury, ale nie mogę oprzeć się pytaniu: gdybyś miała możliwość przyznania tylko jednej osobistej nagrody, to na kogo byś wskazała (rozmawiamy nie mając jeszcze żadnych informacji z Sopotu).

W. Typowy dziennikarz! Trochę sensacji, emocji… Pewnie Cię rozczaruje. Nie mam jednej zdecydowanej kandydatury. Podzieliłabym nagrodę na dwie części i dałabym je Karolinie Michalik i zespołowi 4mation. Zaraz… przecież podobał mi się też Piotr Goljat i Karolina Popczyk i też Joanna Knitter-Posiewnik… No to już nie wiem….