KRZESANY

Bukiety wtenczas, jak wiadomo,
z czerwonych plotło się goździków.
Ojczyźnie naszej, krytej słomą,
nigdy nie dosyć Październików.
Przynajmniej raz na pokolenie
feta narodom się należy.
Dudnienie bębnów, trąb trąbienie
i darcie szarpiów dla żołnierzy.

Myśmy to mieli,
nam to dali,
znów do nas się uśmiechnął Bóg,
ja, kiedy przyszłam, jeszcze grali,
ja, kiedy przyszłam, śpiewał róg.

Wyjrzały święte słowa z szuflad,
w sercach zakwitły amaranty
tonęły prędko na dnie kufla
słowa wytartej propagandy.
Chłopa zbudzili, by brał ziemię,
kołchozowego zmietli stracha,
i nowe nam wschodziło plemię –
od Toeplitza do Himmilsbacha.

Myśmy to mieli,
nam to dali,
to do nas się uśmiechnął Bóg,
ja, kiedy przyszłam, jeszcze grali,
ja, kiedy przyszłam, śpiewał róg!

Nasze dziewczyny – jeszcze w pąkach,
a każda już – Emilia Plater,
co nam Bardotka, co – Ordonka,
gdy woła nas ojczyzna-mater.
A nasi chłopcy – te Witosy,
te komendanty, kaznodzieje .. .
Jakże to cudnie lwieją włosy,
kiedy kto chłopcu da nadzieję.

Myśmy to mieli,
nam to dali,
to do nas się uśmiechnął Bóg,
ja, kiedy przyszłam, jeszcze grali,
ja, kiedy przyszłam, śpiewał róg.

Ja – wychowana bez historii,
pomiędzy Marksem i matczyskiem,
ja nie wiedziałam co tak boli,
gdy agitator idzie rżyskiem.
I nagle – patrzcie – parlamenty,
o demokracji dyskusyje,
kto ich nauczył, Panie Święty…
Jak to w człowieku długo żyje…

Myśmy to mieli,
nam to dali,
to do nas się uśmiechnął Bóg,
ja, kiedy przyszłam, jeszcze grali,
ja, kiedy przyszłam, śpiewał róg.

Bukiety wtenczas, jak wiadomo,
z czerwonych plotło się goździków…
Jeszcze mi dzisiaj w oczach słono,
kiedy się nagle budzę w krzyku.

Myśmy to mieli,
nam to dali,
to do nas się uśmiechnął Bóg,
ja, kiedy przyszłam, jeszcze grali,
ja, kiedy przyszłam, śpiewał róg.

Świetnie, bo sobie naród marzył.
O wolny rząd się pragnął bić.
Tylko mi brak jest paru twarzy,
co by tam mogły były być.