Jestem wybredna – rozmowa z Margitą Ślizowską

Jestem wybredna – rozmowa z Margitą Ślizowską

W IV edycji konkursu „Pamiętajmy o Osieckiej”, czyli w 2001 roku, otrzymałaś Nagrodę Publiczności, Nagrodę Jury i Nagrodę Prezydenta Warszawy. Domyślam się, że miło wspominasz tamten występ?

Bardzo. Między innymi dlatego, że dodał mi skrzydeł. Jako nastolatka startowałam w kilku konkursach piosenki, ale bez większych sukcesów. Lekko zrezygnowana stwierdziłam, że nie należy startować w żadnych. Gdy Jerzy Satanowski zaproponował mi występ w koncercie piosenek Agnieszki Osieckiej w Teatrze Atelier, ogromnie się ucieszyłam. Nie do końca miałam świadomość, że będziemy oceniani przez jury. Liczyło się to, że mogę zaśpiewać świetne utwory przed życzliwą publicznością. W Sopocie uzmysłowiłam sobie że koncert, w którym wezmę udział, jest jednocześnie konkursem i… postanowiłam się tym absolutnie nie przejmować. Nagrody, które na mnie „spadły”, były prawdziwym zaskoczeniem. Od tego momentu wszystko się zaczęło. Rozwiązał się worek z pomysłami. Wpadłam w amok zmagań i zawodów – jechałam na każdy konkurs, który leżał w zasięgu moich możliwości. Po każdym działo się coś ekscytującego: spotykałam nowych ludzi, poszerzały się moje horyzonty, pojawiały się nowe propozycje współpracy. Ale już zawsze będę pamiętać, że pierwszy był konkurs piosenek Osieckiej.

Za co lubisz teksty Osieckiej?

Uwielbiam Marylę Rodowicz – jej piosenki towarzyszyły mi od dzieciństwa. Dopiero po latach „odkryłam”, że te moje ukochane utwory napisała Osiecka. Oczywiście, nie zamykam się na teksty innych autorów, ale niekoniecznie wszystkie z nich muszę wykonywać.

Czym się kierujesz, wybierając piosenki, które śpiewasz?

Impulsem. Piosenka musi mnie dotknąć, wzruszyć, wzbudzić jakąś emocję. Nie zawsze pozytywną. Zdarzało się, że słuchałam nagrania i myślałam: „Boże, jaki koszmarny utwór!”. A po kolejnym przesłuchaniu okazywało się, że to tylko nieciekawa aranżacja „zabrudziła” go, przykryła walory tekstu czy melodii. Najgorsza, we wszystkim co nas otacza, jest obojętność. Tak samo w muzyce, w piosence. Nie chciałabym śpiewać czegoś obojętnego dla mnie czy słuchacza. Bardzo lubię fabularne historie, klasyczne teksty ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Te, w których nie można przestawić kolejności zwrotek, bo jego sens i logika zostałby zburzone. Osiecka napisała dużo takich tekstów.

Wspólnie z Marcinem Kołaczkowskim nagrałaś płytę „Pamięta…MY o Osieckiej”. Jak doszło do jej wydania?

Chcieliśmy, żeby ze spektaklu, który gramy w Teatrze Syrena, pozostało coś trwałego. Teatr jest formą ulotną. Po przedstawieniach pozostają plakaty, recenzje i wspomnienia. Aż, albo tylko… Postanowiliśmy nagrać całość i zaproponować ten materiał wytwórni Soliton, która wydaje płyty o podobnej stylistyce. Doszliśmy z nimi do porozumienia i zabraliśmy się do roboty. Szatę graficzną płyty zaprojektowaliśmy i wykonaliśmy sami. To było niesamowite i niełatwe wyzwanie – nie każdy wykonawca ma przecież wpływ na to, jak „opakowany” jest jego „produkt”. Najważniejsza była dla nas opinia Agaty Passent. Kiedy powiedziała, że okładka „jest w klimacie”, byłam spokojna, że dobrze wybraliśmy. Teraz przymierzamy się do wydania płyt z naszych następnych spektakli: „Muza Pomyślności czyli piosenki Marka Grechuty” i „Niemen – rzeka wspomnień”.

A myślisz o własnej, autorskiej płycie?

Oczywiście, ale bardzo trudno jest znaleźć dobry materiał. Jak na razie udało mi się zebrać trzy, cztery piosenki. To za mało. Szukać czegoś na siłę nie ma sensu, a ja jestem bardzo wybredna… Czekam na osobę, która zrozumie moje potrzeby stylistyczne, muzyczne, aranżacyjne i będzie współtworzyć ze mną płytę, pod którą będę chciała podpisać się całym sercem. 

Czy w Polsce da się dziś wyżyć ze śpiewania poezji?

Da się, odpukać, „wyżyć”, a nawet pojechać czasem na jakieś ciepłe wakacje (śmiech). Ja nie jestem na żadnym etacie i wcale mnie to nie martwi. Wolę iść swoją drogą wyznaczaną projektami, co do których mam stuprocentowe przekonanie. W teatrze gram gościnnie i w pełni mnie to satysfakcjonuje. Zdarzają się, oczywiście, przykre i niezręczne sytuacje. Kiedyś zatelefonowała do mnie nauczycielka z pytaniem, czy nie zaśpiewałabym Osieckiej dla dzieci. Bardzo chętnie – mówię – tylko musimy omówić szczegóły techniczne. Potrzebny będzie akustyk, mikrofony, nagłośnienie, pianino, no i jakaś skromna gaża dla mnie i dla pianisty. Jakie nagłośnienie, jaka gaża?! – słyszę – chce pani pieniądze od dzieci brać? Czy pani nie wstyd z dzieci zdzierać? Zapytałam wtedy: a czy pani te dzieci za darmo uczy? No nie – usłyszałam oburzony głos – ale pani przecież tylko śpiewa… Ja mam ogromną satysfakcję z tego, co robię, ale jest to również moja praca. I przykro mi, kiedy ludzie nie są w stanie tego zrozumieć.

Będziesz jeszcze śpiewać Osiecką?

Zdarza się coś takiego, że gdy powtarzasz dany tekst setki razy, wydaje ci się, że coraz słabiej go pamiętasz. Albo może organizm, na początku przyzwyczajony do wysiłku, po pewnym czasie pozwala sobie na pewną dozę dekoncentracji. Zdarzyło mi się, że śpiewając jakiś utwór po raz „tysięczny”, wpadłam nagle w czarną dziurę niepamięci. To było straszne! Po tamtej przygodzie wiem, że od niektórych piosenek czasem powinno się odpocząć… Ale Osiecką będę śpiewała. Nieustannie. Z chwilami wytchnienia dla siebie i słuchaczy…

Rozmawiała Magda Kuźnik

Już w marcu w TVP premiera teledysku Margity: „Tango na głos, orkiestrę i jeszcze jeden głos”.